jacko |
Wysłany: Śro 22:58, 22 Kwi 2015 Temat postu: |
|
Ktoś tu tęskniło za chwilowo zdezerterowanym.
Jak pan Jacek zauważył, słowa nie po to są by oddawały, ale by manipulowały. Najbardziej te religianckie.
Dezerterujący nieustannie siedzi, choć miał zdezerterować. I klepie słowa, z których składa lipne treści.
“Badania dowiodły”, że tekst Pisma Św. “jest godny zaufania”.
Badania, owszem, dowiodły, że mówienie o “godności zaufania” jest lipne.
“Godność zaufania” może być przyjmowana na wiarę, wtedy badania nie są konieczne, albo ba podstawie ustalenia oryginału, by porównać go z badanymi kopiami i ustalić, czy różnice są na tyle drobne, że kopie można uznać za “godne zaufania”.
Jeśli jednak jest oryginał, do celów religii używa się oryginału, nie kopii. Kopie mogłyby służyć w celach naukowych, do badania tego, jak kopiści kombinowali ze swoimi wersjami “oryginału”.
“Godność zaufania” do tego co jest w Biblii jest “godnością” dla jednych, ale nie dla drugich. Jedni i drudzy nieustannie się o to kłócili, przy pomocy noży, armat, tortur i palenia całych krajów, z ludźmi, trzodą, miastami, wsiami i plonami, a wszystko w celu “godności” tekstu i niegodności tych, co nie mają do niego zaufania.
Bóg to wszystko oczywiście przewidział i na to pozwolił. Wysłał “swojego syna”, “uprzednio przewidzianego”, by został zabity za grzechy ludzi. Jezus zaś, ponosząc ofiarę, o której nie mógł wcześniej nic wiedzieć, ponieważ był “w pełni człowiekiem”, a ten nic o przysżłości nie wie, może jedynie spekulować, poniósł ją nadaremno.
Bóg bowiem nie zadbał o to, by była jedna, oficjalna, nie podlegająca przekłamaniom, niezgubiona, oryginalna wersja Nowego Testamentu, zrozumiała, “nie budząca wątpliwości”.
Z powodu “braku zaufania” zaczęli się ludzie natychmiast kłócić, przeklinać i wyrzynać. Przy czym ci, co twierdzili, że znają Pismo, które “budzi zaufanie” uznali się za przez to lepszych od tych co “nie mieli zaufania” do kolejnych i chaotycznych kopii.
Za sprawą samego Boga, który w pełni władz umysłowych swojej brodatej głowy wysłał własnego syna na bezsensowną i bezskuteczną “ofiarę za grzechy ludzi”, którzy od tej ofiary natychmiast zaczęli jeszcze więcej i jeszcze gorzej grzeszyć.
Tak skutecznie, że mamy ponad 41 tysięcy “godnych zaufania” chrześcijaństw, a każde wie na pewno, że ich chrześcijaństwo to jest to “jedynie prawdziwe”, czyli “jedyne godne zaufania”.
Ten co nawiał z rozumu, prawi dalej:
“O NT F.Kenyon powiedział: „Różnica czasu między powstaniem oryginałów a sporządzeniem najstarszych zachowanych do dziś tekstów jest tak niewielka, że w gruncie rzeczy można ją pominąć — i tym samym upada ostatnia podstawa do powątpiewania, czy Pismo Święte rzeczywiście przetrwało do naszych czasów tak, jak zostało spisane”
W ramach manipulacji słowami, uciekinier powinien był napisać, nie “O NT F.Kenyon”, ale “OMC Kenyon” – O Mało Co by Kenyo rzekł prawdę, gdyby nie kłamał. “Różnica czasu” nic nie ma do pewności, że kopia jest w pełni zgodna z oryginałem.
Kenyon więc zna oryginał! Gdzie on jest ? U papieża w Rzymie, w Konstanynopolu, Genewie, Pradze, Londynie, Salt Lake City czy gdzieś indziej? A może wszędzie jednocześnie? Multilokacja – co w chrześcijaństwie jest możliwe? Ale czemu w każdym z tych miejsc multilokowany oryginał jest inny? Znowu błędy?!
Gdyby jednak, hipotetycznie, dzisiejsze kopie były “w pełni zgodne z oryginałem” – to jeszcze gorzej dla oryginału, tak pełnego mętności, sprzeczności, luk i przestawiającego Boga jako mrocznego tyrana-krwiopijcę.
Religijni mają tylko jedno rozwiązanie: muszą nieustannie kłamać. Przedstawiać sobie Boga nie takiego jak go pokazuje “oryginał”, bo takiego nie da się wyznawać i naśladować szczerze nie stając się samemu draniem, ale należy nieustannie kłamać co do niego i siebie. Każdy kłamie na swój sposób prywatny, w ramach tego co kłamie w sposób zorganizowany jego religia.
W celu uśmierzenia poczucia własnego zakłamania, a więc w celu odcięcia się od swojego osobowego wnętrza,każdy się powołuje na to, że jego kopia “budzi zaufanie”. I że jest “tożsama z oryginałem” .
Dlatego nie było, nie ma i nie będzie żadnej zgodności między mnogością “kopii będących w istocie oryginałami”, ponieważ religianci pozbawili by się możności usprawiedliwiania własnego łgarstwa. Jest ono podstawą ich bytu, tego więc nie zrobią.
I tak się świat krwawo zajmuje od ponad 2 tysięcy lat “oryginałem”. Co dotyczy też innych religii podobnie opartych na “Piśmie”.
Jezus, gdyby był istniał, powinien mieć pretensje do swojego “Ojca”, że go wysłał na śmierć po próżnicy, a dokładniej – cynicznie. Wiedział co z tego wyniknie, a wysłał. Bóg-ojciec zaś, gdyby był choć trochę moralny i niezakłamany, wstydziłby się własnego czynu i w oddaliłby się sprawować pokutę za własne grzechy. Przed sobą samym, oczywiście. Sam sobie miałby zdecydować o odpuszczeniu grzechów, wyznaczeniu pokuty i “zadośćuczynieniu Panu Bogu i bliźniemu”.
Zadośćuczynić sobie – byłoby to sprzeczne z zasadą Boga, więc nie może sobie grzechów odpuścić, a zadośćuczynić może tylko Bogu siebie samego. Czyli Bogu nad sobą.
Jest więc “budząca zaufanie” odpowiedź – kto stworzył Boga? Bóg!
Ponieważ ks. Michał Heller dowodzi, że Bóg to właściwie matematyka, można się z nim zgodzić: Boga stworzył Bóg, a tego Boga Bóg nad nim. I tak w matematyczną nieskończoność. |
|